niedziela, 28 grudnia 2008

Projekt Lucille

Któregoś dnia przed świętami kumpel poprosił mnie, żebym zrobił mu kilka zdjęć z kontrabasem. Nawet nie wiem po co potrzebne mu były, ale ja od samego początku rozmowy od razu paliłem się do tego. Ucieszyłem się, że jest coś do zrobienia bo od jakiegoś miesiąca nie miałem aparatu w dłoni. Problem był w tym, że swoją poczciwą osiemdziesiątkę oddałem panom z ulicy Postępu i czekam na nią od czterech tygodni. Został mi tylko wysłużony D50. Bałem się, że zdjęcia wyjdą koszmarnie i będzie obciach przed kumplem. Zapomniałem jednak, o tym że niby jest to staruszek ale spisuje się jeszcze całkiem nieźle.
Oby więcej ludzie mieli pomysłów to może przetrwanie tej zimy nie będzie takie straszne.


A Lucille to kontrabas oczywiście.

środa, 10 grudnia 2008

Marazm part łan.

Dopiero teraz zauważyłem, że ostatni post wylądował tutaj w połowie października. Jakże ja zniosę to wielkie grono czytelników, które przez tą pustkę odwróciło się ode mnie tyłkiem? Chyba dokładnie widać jak przeżywam tą pieprzoną zimę. Marazm, letarg, deprecha itp. itd. Od zawsze uważałem, że w złym kraju się urodziłem. Powinienem żyć na południu francji albo w Kongo. Tylko teraz pytanie, czemu tak mocno mnie ciągnie do tej cholernie zimnej Kanady?
Ta popierdolona zima i nicnierobienie strasznie oddziałowuje mi na główkę. Wszyscy są źli, be i wszystko co najgorsze. Nawet zacząłem oglądać na youtube teledyski panów z Linkin Park i jakiś innych zajebistych Emokapel. Tak, tak, na wiosnę spodziewajcie się mnie w nowej zajebiaszczej czarnej koszulce z różowymi czaszkami i pomalowanymi rzęsami. Chyba, że ta piękna pora roku zbierze większe żniwo i tak mi odbiję że dołącze do wielkiego grona Dzieci Ery Radia Eska bo już zaczyna ta piękna muzyka się wydobywać z moich głośników.
Jeszcze tutaj pasujące do klimatu obrazki. Jedynie pan PS mnie ratuje od całkowitego szaleństwa.

A to zdjęcie wygrzebane ostatnio z szafy. Nie, nie ja to zrobiłem. Mój braciszek 12 letni dorwał się do puszki. Całkiem nieźle jak na pierwszy raz. Taki letni motywik na poprawę humoru.

czwartek, 16 października 2008

Marzenia...

Jeżeli ktoś planuje w najbliższym czasie ślub i chce mieć niezapomniany plener to ja się na coś takiego piszę...



Ktoś chętny? ;-)

poniedziałek, 13 października 2008

...

I jeszcze trochę zdjęć z tego weekendu.

Plener

Jak już wcześniej pisałem, zaoferowałem się do robienia zdjęć na ślubach. Marzyłem o tym i myślałem, że to jest spełnienie w moim fotograficznym raczkowaniu. Przeglądałem tylko strony Cliffa Mautnera albo Bambi Cantrell i mówiłem, że jak oni tak mogą to czemu nie ja. Sądziłęm także, że to będzie bardzo proste - pełno emocji, bardzo ładne plenery, nic tylko każde zdjęcie będzie super. Niestety rzeczywistość okazała się okrutna. Zapomniane baterie do lampy, wolna karta przez co traciło się pełno dobrych kadrów albo śliniący się pies Bąbel ;-), to tylko niektóre problemy. Na szczęście parą byli Magda i Krzysiek - znajomi, którym sam zaproponowałem zdjęcia. Byli bardzo wyrozumiali i cierpliwi. Wątpie żeby jakakolwiek inna para zniosła moje zachcianki i stanie w bezruchu po kilka minut. Jestem też wdzięczny im za to że sami wymyślali miejsca do zdjęć (czasami lepsze od moich). Tak czy inaczej sesja odbyła się w Kazimierzu Dolnym a pogody lepszej sobie nie mogliśmy wymarzyć. Życzę, każdemu takiej pary i takiego pleneru.

niedziela, 28 września 2008

7:00

Po całym tygodniu budzenia się o 5:30 nad ranem myślałem, że w weekend będę mógł pospać i leniuchować do 11 godziny. No i jak zwykle cały misterny plan w pizdu. O 7 jakieś wrzaski, biegania, że nawet umarły by się obudził. Chcąc, nie chcąc wstałem i niewiele myśląc szybko wybiegłem z domu z aparatem w ręku. Pomyślałem, że o tej porze to las może cudnie wyglądać. Nie pomyliłem się. Promienie słońca o tej porze dają świetny efekt i można się trochę pobawić z aparatem.
Nie brałem jednak pod uwagę tego że to jest rezerwat i może tam być trochę futrzaków. Co chwila mi coś latało nad głową albo gałęzie się łamały bynajmniej nie pod moimi racicami. Patrząc na ścieżkę porytą od obślinionych ryjów zdałem sobie szybko sprawę, że ja jestem sam a ich cała paka i nawet puszka gazu ani rower mi nie pomogą przed wściekłymi, wielkimi, chcącymi tylko spuścić wpierdziel potworami. Uciekłem szybko.


Wracając z przeraźliwej głuszy spotkałem drwali znęcających się nad biednym drzewem. Trochę się przestraszyłem na początku jak zauważyłem, że idąc za mną bawią się wielkimi siekierami i w tym samym czasie radośnie podgwizdują sobie pod nosem. Pomyślałem sobie wtedy o siekierze tkwiącej w mojej szyi i o dzikach jak o jakiś łagodnych szczeniaczkach - chciałem tam wracać. Tak czy inaczej po kilku minutach marszu za mną zapytali się czy jestem jakimś fotografem z gazety. Okazali się bardzo sympatyczni. Jeden nawet dał się sfotografować. To jest Pan Janek - drwal z Modrzewiny. Tylko teraz tak się zastanawiam po moim chlapaniu jęzorem czy Gazeta Wyborcza nie zyskała o jednego czytelnika więcej poszukującego swojego zdjęcia w stadzie innych kotletów.

poniedziałek, 22 września 2008

niedziela, 7 września 2008